Bóg i my
Kościół nadziei naszej
Jak wiadomo, słowo kościół ma dwa znaczenia. Kiedy piszemy (i wymawiamy!) to słowo z Wielkiej Litery, jest to światowa wspólnota chrzestijańska, żywe ciało Chrystusa.
Natomiast kiedy słowo kościół używamy z małej literki, rozumiemy, że nam idzie o dom modlitwy, świątynię, parafię, o miejscu spotkań z Synem Bożym w Słowie, Eucharystii, przy Tabernakulum, w mądrych słowach kapłanow.
Ale mimo tego że oznaczenie świątyni pisze się z małej, znaczenie tego pojęcia jest bardzo wielkie.
Przede wszystkim dlatego, że każdy kościół, jako centrum organizacyjny w działalności wiernych należących do pewnej parafii, jest cząstką całego światowego Kościoła, jednostką Świętego Kościoła Powszechnego.
Dlatego wielkie zdziwienie wywołuje istnienie w Kijowie od co najmniej piętnastu lat przekonanie wielu nie tylko zwykłych „szeregowych” obywateli, a nawet fachowców od informacji (w tym redaktorów, dziennikarzy, korespondentów etc.), że najwyższą wartością kościoła są... organy.
Właśnie taki wniosek nasuwa się nie tylko z licznych w ciągu ostatnich piętnastu lat publikacji, dotyczących problemu powrotu słynnego kijowskiego kościoła św. Mikołaja wiernym, ale nawet treści pytań zadawanych przez dziennikarzy na niedawnej konferencji prasowej.
W wystąpieniu Księdza Biskupa Stanisława Szyrokoradiuka na tej konferencji była przedstawiona cała tragiczna historia świątyni i wyczerpująca argumentacja na korzyść decyzji powrotu kościoła we własność parafii. Przecież chodzi o świątyni wybudowanej na koszty wiernych i na ziemi również wykupionej przez parafię.
Zadnych przeciwwskazań do zadośćuczynienia w imię sprawiedliwości i powrotu kościoła św. Mikołaja wiernym nie istnieje, ale jest jedno ale... Organy.
Te organy były postawione w kościele, kiedy po dziesiątleciach komunistycznego sposobu wykorzystania tej świątyni jako archiwum i radiostacji głuszenia „wrogich głosów”, kolejna rządząca komunistyczna ekipa, w typowym dle siebie ateistycznym stylu, ulokowała w kościele organizację koncertowo-rozrywkową – „Dom muzyki organowej”.
Niestety, ten fakt i dzisiaj jest najważniejszym dla dziennikarzy i redaktorów, którzy przede wszystkim (i to całkiem poważnie!) ubolewają o „tragiczne losy organów w razie powrotu kościoła wiernym”.
O losie wiernych i kapłanów (tak dzisiejszych, jak i tych zamordowanych przez władzę komunistyczną) na razie się nie ubolewa.
Nie ubolewa się, mimo że kościół, jako prawdziwa perła architektury gotyckiej w stolicy Ukrainy, rujnuje się w sposób oczywisty.
Rujnuje się mimo odpowiednich obiecanek-cacanek każdego z trzech prezydentów Ukrainy – Krawczuka, Kuczmy i Juszczenki.
Więc ateistyczna pozycia dzisiejszych „fachowców” od władzy, wspierana odpowiednimi fachowcami z dziedziny „swobody słowa”, nie wzmacnia nadziei wiernych na szybkie rozwiązanie problemu.
I ten fakt jest przekonującym argumentem za tym, że Ukraina (i jej stolica) teraz potrzebują zwierzchników, którym można zaufać, którzy pzrede wszystkim szanują prawdę i sprawiedliwość.
Eugeniusz Cołybard
|