Migawki z Kongresu
Przedszkole zamiast uniwersytetu
Każdy bałagan zaczyna się najpierw w głowach, a tylko potem nabiera form gorących emocji, konfrontacji, agresji.
Właśnie pod znakiem niedobrych emocji na podłożu intryg i zamierzeń „poddywanowych” rozwijał się główny wątek dramatu pod tytułem „VII Kongres Związku Polaków Ukrainy”.
Uroczysty początek imprezy z odśpiewaniem Hymnów Polski i Ukrainy stopniowo zaczął tracić swój urok kiedy przystąpiono do rozstrzygnięcia regulaminu organizacyjnego prowadzenia Kongresu. Prawie 40 minut trwało uzgodnienie składu Prezydium roboczego i odpowiednich Komisji.
Dość oryginalnym chwytem merytorycznym było wybranie od razu dwóch Przewodniczących Prezydium. Zresztą, jak potem się okazało, taka „symetryczność” organizacyjna znalazła adekwatnr potwierdzenie w podziale delegatów Kongresu na dwie rywalizujące z sobą części.
Przewodniczący Nr 1, zamiast w duchu pozytywnie ujętego konserwatyzmu koić zrozumiałe w takich przypadkach przeciwności, stopniowo doprowadził salę do wrzenia, a zwłaszcza kiedy krzyczał: „Ja – Przewodniczący! Musicie się podporządkować!” oraz wszczął prawidlowe zapasy w walce o mikrofon z redaktorem naczelnym „Dziennika Kijowskiwgo”.
Po tych i podobnych mizanscenach teatru absurdu sala konferencyjna zamieniła się na widownie teatralną, a jednocześnie zamieniła Przewodniczącego Nr 1 na Przewodniczącego Nr 2 – spokojną pani redaktor Larysę Warmińską, której doświadczenie pedagogiczne mialo być czynnikiem łagodzącym nie tylko dla przedszkolaków.
Wymiana numerów przyczyniła się nieco do uciszenia lamentu i ukojenia burzliwej namiętności delegatów.
Atmosfera na sali zostawała dość tolerancyjną, powściągliwą i akceptującą po wygłoszeniu sprawozdania Antoniego Stefanowicza, który niecały rok faktycznie spełniał urząd kierownika ZPU po cichym odejściu S. Kosteckiego. Pan Antoni o własnych siłach wyciągnął centralną siedzibę i całą jej dziłalność z niebezpiecznego dołka, co zostawił po sobie poprzednik.
Półtorej godziny trwało nie bardzo spokojne omówienie kilku niezbędnych zmian do Statutu ZPU, z tym że uchwalone zostały nie wszystkie.
Natomiast aura psychologiczna Kongresu stopniowo zaczeła gęstnieć po dziwnie i gładziutko zaokrąglonym (jak powiedział jeden z moich sąsiadów-delegatów, – „mydlanym, wywołującym wiele pytań”) wystąpieniu Stanisława Kosteckiego, który pełnił obowiązki Prezesa ZPU w ciągu 16 lat i zostawił po sobie faktycznie zrujnowany centralny urząd.
Temperatura Kongresu została podgrzana jeszcze wyżej o kilka kresek pod czas wygłoszenia tez programowych kandydatów na stanowisko prezesa ZPU.
Kandydatów było trzech, ale gołym okiem było widać, że tylko dwa mają szanse. Z jednej strony – realno działający i od dawna dobrze znany z jego mrówczej, niepozornej ale skutecznej działalności Antoni Stefanowicz, z drugiej – Anatol Terlecki z Doniecka, pragnący ulokować się w Kijowie przez objęcie urzędu w stolicy.
Połowa sali głośno, z wyraźną dezaprobatą zareagowała na jednego, „kolejnego z donieckich”, którego aktywnie wspierał S. Kostecki. Przekonując delegatów w konieczności wybrania śmiałego i zdecydowanego młodego mężczyzny, dawał do zrozumienia że kandydat z Doniecka ma pewne możliwości dla rozwiązania nie tylko problem finansowych.
Niestety, nikt ze zwolenników pana Terleckiego nie powiedział o jego pozytywnej działalności pod czas Rewolucji Pomaranczowej, jego aktywnej roli w wystąpieniach na stronie solidarnie manifestujących przeciw falsyfikacji wyborów prezydenckich...
Jak potem stało wiadomo, A. Terlecki i S. Kostecki mają pewne łączące ich interesy i okoliczności. Nie drobnostką na tym tle była odpowiednio zakrojona działalność S. Kosteckiego w kierunku organizacji nowej partii politycznej narodowościowego typu.
Sala znowu zawirowała. Co prawda, większość delegatów korzystała się z mikrofonu dla wygłoszenia własnych poniekąd sławnych rodowodów, opowiadania o problemach i osiągnięciach organizacji lokalnych etc.
Ułożyć emocje w koryto racjonalnego nurtu spróbował mądry starszy pan Tadeusz Załuski, szanowany prezes organizacji z Odesy: „Bądźmy nie tylko konsumentami prawdziwej i pięknej kultury polskiej, a wręcz jej twórcami. A jeżeli nie wiadomo o co chodzi, to z pewnością chodzi o pieniądze. W razie gdy zostanie wybrany kandydat z Doniecka, nasza organizacja wyjdzie ze składu ZPU.”
Bez przesady można powiedzieć, że obrady kongresu odbywały się w atmosferze konfrontacji, a w pewnych momentach przybierały kształtu i treści prawdziwej kłótni.
Po wywroceniu urny, przeliczeniu głosów i ogłoszeniu protokołu przez Komisję, okazało się, że za A. Stefanowicza oddano 50 głosów, za Anatola Terleckiego – 49, kandydaturę Gustawa Jabłońskiego wsparli 4 delegatów.
Taki wynik wyraźnie ucieszył wielu aktywnych działaczy ruchu polonijnego, zainteresowanych przede wszystkim w konsekwentnym, pewnym, przejrzystym i niezawodnym rozwoju wydarzeń w strefie działalności kierownictwa i całego Zarządu ZPU.
Natomiast zwolennicy nurtu politycznego, którego najbardziej aktywnymi reprezentantami występowali S. Kostecki oraz członkowie pewnej organizacji kijowskiej, nie ukrywali swego rozczarowania i bardzo emocjonalnie wymagali nie wyznawać wyników wyborów. Między innymi, uważali, że ma być druga tura wyborów.
Wysuwano różne propozycje, wśród których proponowano przenieść wybory na następny dzień. Ale wiele delegatów (w tym z niektórych odległych obwodów Ukrainy) już opuściła salę obrad...
Tu jest potrzebne pewne wyjasnienie.
Oprócz form głosowania – tajne, jawne, listowne, elektroniczne etc, istnieją trzy organizacyjne poziomy (teraz jest modnym mówić – formaty) ważności głosowania, a w konsekwencji – wyznaczenia i wyznania jego wyników: absolutna większąść głosów, kwalifikowana większość, zwykła większość.
Kazdy z tych trzech formatów ważności ma odpowiednią strefę racjonalnego zastosowania i jest ściśle powiązany z frekwencją wyborczą.
Absolutna większość głosów (nie mniej 66%, a czasem nawet 100%, często nazywana konstytucyjną) potrzebna przy uchwaleniu ważnych aktów państwowych, międzypaństwowych, międzynarodowych.
Kwalifikowana większość (50% upoważnionych głosów plus 1 głos) potrzebna wtedy, gdy do wyboru ma się wielka liczba kandydatów (zwykle ponad pięciu) i z góry ogłasza się możliwość drugiej tury głosowania w razie nie nabrania kwalifikowanej większości głosów przez żadnego z kandydatów w pierwszej turze.
Zwykła (niekwalifikowana) większość głosów jest wystarczająca dla wybrania jednego z 2-3 kandydatów i nie potrzebuje drugiej tury, jeżeli ani o drugiej turze, ani o limitowanie frekwencji wyborczej w ogóle nie było mowy pod czas przygotowania wyborów.
Właśnie taką sytuację, powiązaną z wyborami prezesa ZPU mieliśmy 1 grudnia pod czas VII Kongresu ZPU.
A więc nie mają racji zwolennicy ponownego zwołania (Nadzwyczajnego!) Kongresu, szukający pretekstu dla postawienia na czele Związku Polaków Ukrainy mniej znaną osobę z niepełnym wachlarzem zaufania.
Wiele delegatów opuszczała Kongres, nie ukrywaąc przeżywanego wstydu.
Teraz zaczęła się gra, która nie dodaje autorytetu ZPU i całemu ruchu polonijnemu na Ukrainie. Widocznie tu chodzi nie tylko o rozwój kultury polskiej...
Ktoś uważa, że sytuacja patowa i trzeba zaczynać od początku. A ktoś już ma po dziurki w nosie tego skandalicznego kongresowania i nie chce podobnej powtórki na nowym zebraniu. Inni patrzą w perspektywę swojej pracy polonijnej i pośpieszają w ustalonym terminie realizować wcześnie przygotowane projekty i imprezy według pięknej tradycji.
Właśnie według pięknej tradycji wstąpiliśmy w okres Adwentu, w czas oczekiwania i przygotowania. Nasza tradycja narodowa wymaga od nas uciszenia sporów, oczyszczenia dusz i szlachetnego pojednania przed radosnym Świętem Narodzenia Syna Bożego.
Z jakim nastrojem, z jaką czystością dusz przyjdziemy na spotkanie opłatkowe?
Słyszałem głosy, że najwazniejsze jest otrzymać kwotę na organizację tych spotkań. A co, jeżeli nie otrzymacie pieniędzy, nie będziecie świętować?! I czy nie warto wreszcie obrazić się, ale nie na kogoś, a na siebie samych?
Podobno intencje polityczne i współczesna gra w prezesowanie poniekąd zastąpiły sobą polskie tradycje historyczne...
A powracając do wyników Kongresu, warto zaznaczyć, że w tej sytuacji dostatecznie kompromisowym (i słusznym!) rozwiązaniem byłoby przyznaczenie Anatola Terleckiego na stanowisko wice-prezesa ZPU. Niech w pracy praktycznej wyjawi i zrealizuje swoje arpiracje programowe.
Szczęść Boże!
Eugeniusz GOŁYBARD
|